Wpisy archiwalne w kategorii

Maraton MAZOVIA MTB

Dystans całkowity:1405.30 km (w terenie 1405.30 km; 100.00%)
Czas w ruchu:55:16
Średnia prędkość:25.43 km/h
Liczba aktywności:14
Średnio na aktywność:100.38 km i 3h 56m
Więcej statystyk

Mazovia MTB - Piaseczno

Niedziela, 17 maja 2009 · Komentarze(1)
Maraton w Piasecznie był bardzo płaski, a przez co bardzo szybki. Odnosiłem wrażenie, że cały czas mógłbym jechać na blacie. Jedynie miejscami było trochę błota co w połączeniu z Kendą SBE dawało efektowne poślizgi i musiałem zwalniać nieco, żeby się nie przewrócić.
Start zaskakująco zamulony jak na 1 sektor. Po paru km dopiero, gdy już stawka się rozciągnęła trochę, panowie na czele przyspieszyli. Jak zwykle musiałem się opamiętać z tempem ze względu na dystans i odpuściłem tak gdzieś w okolicy 5 km. Szybko znalazłem grupkę kolarzy jadących moim tempem, z którymi jechałem do rozjazdu, bo okazało się później, że panowie są z MEGA. Początek drugiej pętli jechałem w zasadzie sam. Dopiero później przyłączył się do mnie inny gigowiec. Razem tak w pełnej symbiozie (zmiany) przejechaliśmy parę ładnych km, dopóki ów gigowiec nie zobaczył na horyzoncie grupki innych gigowców i postanowił sobie ich dogonić. Niestety jak dla mnie taki sprint, kosztował by mnie za dużo energii (przynajmniej na tamten moment) więc postanowiłem, że na razie odpuszczę. I znowu zostałem sam, z widokiem grupki kolarzy +1 na horyzoncie :) W miarę z upływem km, grupka zaczęła rosnąć w skali (tzn. doganiałem ich). Na około 75 km udało mi się dogonić grupkę na jednych z prostych co kosztowało mnie trochę energii. Na szczęście później odbiłem sobie wszystko jadąc na kole :) W takiej grupce dojechalibyśmy do mety gdyby nie mój zryw na ostatnich metrach. Tradycyjny blat na finiszu i wypruwaniu sobie flaków dało niezły rezultat w postaci wyprzedzeniu całej grupki... meta !!!


Piaseczno © bikeluq

MAZOVIA MTB - SUPRAŚL

Sobota, 2 maja 2009 · Komentarze(2)
Maraton bardzo wymagający obfitujący w liczne podjazdy, ekstremalne zjazdy i niekiedy ciężko przejezdne piaszczyste drogi. Długość maratonu to bez mała 100 km, co zalicza go do jednych z najdłuższych, na jakich zdarzyło mi się ścigać.
Po raz pierwszy miałem okazję startować z pierwszego sektora. Stojąc koło XTR-ów, SID-ów, karbonowych ram, czułem się jakoś nieswojo. Zastanawiałem się czy w ogóle podołam utrzymać tempo pierwszego sektora, ale na szczęście start był w miarę spokojny (asfaltowa droga). Dopiero na leśnych drogach cały peleton zaczął mocno przyspieszać. Przez jakiś czas był niezły kocioł. Co chwila wyprzedzałem albo byłem wyprzedzany. Po jakimś czasie wszystko się uspokoiło i każdy znalazł swoje miejsce w peletonie.
Przez dłuższy czas jechałem z bardzo szybko jadącą grupą i w zasadzie dotrzymanie im tempa nie sprawiało mi większego problemu, ale bałem się, że szybko się wypalę i nie dam rady na ostatnich kilometrach giga. Zaryzykowałem i cały czas trzymałem mocne tempo. Do rozjazdu grupa liczyła około 10 osób. Po skręceniu na giga zostałem sam. Tempo oczywiście diametralnie spadło, ale i tak było na dość dobrym (jak na mnie) poziomie. Po przejechaniu paru kilometrów dogoniłem jakaś mała grupkę kolarzy. Postanowiłem, że będę jechał z nimi, szczególnie, że zmęczenie dawało o sobie znać i potrzebowałem trochę odpoczynku. Potem postanowiłem, że będę jechał z nimi do końca, bo czułem, że z kilometra na kilometr siły mnie opuszczają i jadąc samemu będę miał problemy z utrzymaniem dobrej średniej prędkości.
Jadąc jako ostatni w grupie jechałem za poprzedzającym kolarzem, który w zasadzie wyznaczał mi drogę. Niestety fakt ten sprawił, że przed ostatnim bufetem na dystansie giga pomyliłem drogę razem z cała grupą, która jechałem. Na szczęście szybko znaleźliśmy się z powrotem na właściwiej trasie. Okazało się jednak, że ta niefortunna pomyłka miała duży wpływ na ostateczną klasyfikację, ale dzięki postawie fair play jednego zawodnika z grupy, a później w zasadzie całej grupy, wszystko się wyjaśniło i zostało sprawiedliwie rozstrzygnięte.
Ostanie kilometry były prawdziwym sprawdzianem wytrzymałości, siły oraz psychiki. Same podjazdy i zjazdy, które niekiedy przypominały te z gór. Najgorzej jak trzeba było wchodzić pod górę pchając rower przed sobą. Wtedy czułem dosłownie każdy mięsień nóg, a uczucie, gdy mózg dyktuje polecenie a nogi go nie wykonują jest co najmniej dziwne :)

Ostanie metry do mety


MAZOVIA MTB - OTWOCK

Niedziela, 19 kwietnia 2009 · Komentarze(2)
Mazovia MTB Marathon – Otwock

Sobota
Planowanie wyjazdu do Otwocka trwało przez cały poprzedzający tydzień. Stanęło na tym, że mieliśmy się spotkać (Kamil, Doktorek i ja) u Tomka o 12, gdzie rowery zostaną załadowane na przyczepę i z tamtą wyruszymy w stronę Józefowa (nocleg na Roberta działce).
Oczywiście nie wszystko wyszło zgodnie z planem (spóźnienie Roberta), ale ostatecznie udało nam się wszystkie rowerki i bagaże spakować i w końcu wyruszyliśmy w drogę.
Po przyjeździe do Józefowa Tomek wraz z Robertem od razu rozpalili grilla, na którym to znalazły się takie rarytasy jak kiełbasa, udka i piersi z kurczaka :)
Gdy grill już był porządnie rozpalony a kiełbasa już dawno gotowa do konsumpcji, przyjechał oczekiwany przez wszystkich Robert (Szczaw) wraz z Rafałem (Brzęczek), którzy nie mogli się zabrać z nami i wyjechali z Łodzi późnym popołudniem.
Po wielkiej wyżerce oraz towarzyszącym temu dyskusjach przyszła kolej na sen. Oczywiście Kamil (Lesiu), Robert (Rszczaw:)) i ja spaliśmy na piętrze a reszta ekipy (Tomek [Wiśnia], Robert [Piotrek], Doktorek [Maciek] i Rafał [Brzęczek]) na dole w ciepełku.

Niedziela

Dzień maratonu zaczął się dość wcześnie niż planowano. Już około godziny 6 rano wszyscy już nie spali. Jeszcze do godziny 7 starałem się zasnąć, ale odgłosy z dołu skutecznie mnie od tego powstrzymywały. Wiec postanowiłem, że po prostu poleżę sobie z mp3.
O 7 zerwałem się z materaca, zszedłem na dół i zabrałem się do jedzenia klusek przygotowanych wcześniej przez moją Mamę :) W między czasie Lesiu ugotował sobie cały garnek makaronu, do którego dodał sos. Szybko zmiarkował, że sam nie da rady i z pomocą przyszedł Tomek i Robert, którzy wsparli go swoimi żołądkami.
Po makaronie zacząłem przygotowywać się do maratonu, co oznaczało lajtowanie, rozciąganie no i przywdzianie stroju.
Koło godziny 9 pojechaliśmy do Otwocka (jakieś 15 km od Józefowa). Na miejscu szybko rozładowaliśmy rowerki z przyczepy oraz przygotowaliśmy je do maratonu (nr startowy, smarowanie łańcucha itp.)
Czas do startu zleciał bardzo szybko, nawet się nie obejrzałem a już stałem w swoim sektorze i czekałem na końcowe odliczanie. Oczywiście jak to przed samym startem czułem jak ogarnia mnie zdenerwowanie i niepokój (w końcu 2 sektor to już nie przelewki). Jeszcze rozejrzałem się dookoła i zmierzyłem wzrokiem ludzi, z którymi przyjdzie mi się lada moment ścigać. Zauważyłem, że każdy ma już „zapięty” blat, co spowodowało, że mój niepokój jeszcze bardziej wzrósł.
Równo o 11 wystartował 1 sektor, w którym starował mój znajomy Maniek, który wywalczył sobie tę pozycję w Łodzi. Minutę później 2 sektor a ja z nimi. Początek jak zwykle był bardzo ostry. Na asfaltowej drodze bez problemu peleton osiągnął 45 km/h. Gdy skręciliśmy w las tempo trochę się uspokoiło, ale nadal prędkość oscylowała w okolicach 30 km/h. Aby utrzymać się w całym tym pędzącym pociągu musiałem wskoczyć komuś na koło, dzięki czemu choć trochę moje nogi były odciążone. Jadąc tak za kolegą, który mnie „ciągnął” cały czas powtarzałem sobie, żeby oszczędzać energię, ponieważ jeszcze sporo km było do przejechania. Do rozjazdu tempo jazdy ciągle było na bardzo wysokim poziomie. Po skręcie na GIGA, z peletonu 10 osobowego zrobił się peleton 3 osobowy (w tym jedna kobieta), który na domiar złego przyszło mi prowadzić. Na początku mocno zwolniłem, żeby odpocząć po zawrotnych prędkościach, które uzyskiwałem z peletonem przed rozjazdem. Po około 5 km zacząłem stopniowo mocniej naciskać na pedały. Ku mojemu zdziwieniu ekipa, którą prowadziłem mocno się trzymała i nie było możliwości zgubienia ogona, aż do momentu przejazdu przez strumyk, na którym to kolega jadący za mną się przewrócił. Zostałem już tylko z koleżanką, która miała więcej szczęścia na przeprawie przez strumyk. I tak już zostało do samej mety. Pomimo dużych starań z mojej strony nie udało mi się zgubić koleżanki i w zasadzie na metę wjechaliśmy wspólnie. Ostatecznie uzyskałem najlepszy wynik w swojej karierze startów w Mazovii...
AHA
Trasa maratonu była dosyć szybka, gdzie niegdzie piaski i kilka podjazdów, a w większości leśne ścieżki.

Kilka pamiątkowych fotek


Na mecie...

Tomek ostro griluje

Nie ma to jak makaron :)

MTB MAZOVIA ŁÓDŻ

Niedziela, 5 kwietnia 2009 · Komentarze(5)
Pierwszy maraton z cyklu Mazovia MTB. Trasa dość wymagająca. Sporo podjazdów i ekstremalnych zjazdów :D Głównie ubita szutrowa droga, gdzieniegdzie piaszczyste odcinki.
Wystartowałem z trzeciego sektora i ku mojemu zdziwieniu cały sektor bardzo ostro ruszył. Jadąc na asfaltowej drodze miałem blisko 50 km/h a i tak peleton mi odchodził. Na szczęście po wjechaniu do lasu cały peleton mocno zwolnił (powiedział bym, że prawie stanął :P), a to wszystko spowodowane podjazdem i zwężoną drogą. Oczywiście starałem się wyprzedzać tych wolniejszych, niestety było bardzo ciężko ze względu na to, że mieliśmy za sobą jakieś 3 km i peleton nie zdążył się jeszcze dobrze rozciągnąć.
Przez cały czas starałem się utrzymać równe tempo. Do rozjazd mega i giga miałem jeszcze spory zapas sił. Równe pedałowanie i trzymanie stałego tempa zaowocowało częstym wyprzedzaniem i dobrym tempem na podjazdach.
Zaraz za ostatnim bufetem zaczęło mi powoli brakować sił. Poczułem, że obie łydki są na pograniczu skurczu. Postanowiłem zasięgnąć po dopalacz w postaci Turbosnack'a, po którym dostałem niesamowitego kopa. Wpływ tej odżywki był tak silny, że praktycznie w ogóle zapomniałem o zmęczeniu. Na podjazdach wyprzedzałem po 20 osób a na szczycie wrzucałem jeszcze blat :P
Dojeżdżając do mety zastanawiałem się, ile jeszcze podjazdów mnie czeka i dlatego zostawiłem sobie pewien zapas energii na czarną godzinę. Okazało się jednak, że sama końcówka (500m) była pozbawiona podjazdów, dlatego też cały swój zapas energii zużyłem na ostatniej prostej uzyskując na finiszu prędkość rzędu 45 km/h :)