MAZOVIA MTB - SUPRAŚL

Sobota, 2 maja 2009 · Komentarze(2)
Maraton bardzo wymagający obfitujący w liczne podjazdy, ekstremalne zjazdy i niekiedy ciężko przejezdne piaszczyste drogi. Długość maratonu to bez mała 100 km, co zalicza go do jednych z najdłuższych, na jakich zdarzyło mi się ścigać.
Po raz pierwszy miałem okazję startować z pierwszego sektora. Stojąc koło XTR-ów, SID-ów, karbonowych ram, czułem się jakoś nieswojo. Zastanawiałem się czy w ogóle podołam utrzymać tempo pierwszego sektora, ale na szczęście start był w miarę spokojny (asfaltowa droga). Dopiero na leśnych drogach cały peleton zaczął mocno przyspieszać. Przez jakiś czas był niezły kocioł. Co chwila wyprzedzałem albo byłem wyprzedzany. Po jakimś czasie wszystko się uspokoiło i każdy znalazł swoje miejsce w peletonie.
Przez dłuższy czas jechałem z bardzo szybko jadącą grupą i w zasadzie dotrzymanie im tempa nie sprawiało mi większego problemu, ale bałem się, że szybko się wypalę i nie dam rady na ostatnich kilometrach giga. Zaryzykowałem i cały czas trzymałem mocne tempo. Do rozjazdu grupa liczyła około 10 osób. Po skręceniu na giga zostałem sam. Tempo oczywiście diametralnie spadło, ale i tak było na dość dobrym (jak na mnie) poziomie. Po przejechaniu paru kilometrów dogoniłem jakaś mała grupkę kolarzy. Postanowiłem, że będę jechał z nimi, szczególnie, że zmęczenie dawało o sobie znać i potrzebowałem trochę odpoczynku. Potem postanowiłem, że będę jechał z nimi do końca, bo czułem, że z kilometra na kilometr siły mnie opuszczają i jadąc samemu będę miał problemy z utrzymaniem dobrej średniej prędkości.
Jadąc jako ostatni w grupie jechałem za poprzedzającym kolarzem, który w zasadzie wyznaczał mi drogę. Niestety fakt ten sprawił, że przed ostatnim bufetem na dystansie giga pomyliłem drogę razem z cała grupą, która jechałem. Na szczęście szybko znaleźliśmy się z powrotem na właściwiej trasie. Okazało się jednak, że ta niefortunna pomyłka miała duży wpływ na ostateczną klasyfikację, ale dzięki postawie fair play jednego zawodnika z grupy, a później w zasadzie całej grupy, wszystko się wyjaśniło i zostało sprawiedliwie rozstrzygnięte.
Ostanie kilometry były prawdziwym sprawdzianem wytrzymałości, siły oraz psychiki. Same podjazdy i zjazdy, które niekiedy przypominały te z gór. Najgorzej jak trzeba było wchodzić pod górę pchając rower przed sobą. Wtedy czułem dosłownie każdy mięsień nóg, a uczucie, gdy mózg dyktuje polecenie a nogi go nie wykonują jest co najmniej dziwne :)

Ostanie metry do mety


Komentarze (2)

Jak chcesz jutro jechać to planuję odwiedzić brzezińskie lasy, w razie zainteresowania gg 3054769

Xanagaz 20:57 piątek, 8 maja 2009

to się nazywa prawdziwy maraton... gratuluję determinacji i oby tak dalej :)

karotti 13:00 poniedziałek, 4 maja 2009
Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa ijree

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]