MAZOVIA MTB - OTWOCK
Niedziela, 19 kwietnia 2009
· Komentarze(2)
Kategoria Maraton MAZOVIA MTB
Mazovia MTB Marathon – Otwock
Sobota
Planowanie wyjazdu do Otwocka trwało przez cały poprzedzający tydzień. Stanęło na tym, że mieliśmy się spotkać (Kamil, Doktorek i ja) u Tomka o 12, gdzie rowery zostaną załadowane na przyczepę i z tamtą wyruszymy w stronę Józefowa (nocleg na Roberta działce).
Oczywiście nie wszystko wyszło zgodnie z planem (spóźnienie Roberta), ale ostatecznie udało nam się wszystkie rowerki i bagaże spakować i w końcu wyruszyliśmy w drogę.
Po przyjeździe do Józefowa Tomek wraz z Robertem od razu rozpalili grilla, na którym to znalazły się takie rarytasy jak kiełbasa, udka i piersi z kurczaka :)
Gdy grill już był porządnie rozpalony a kiełbasa już dawno gotowa do konsumpcji, przyjechał oczekiwany przez wszystkich Robert (Szczaw) wraz z Rafałem (Brzęczek), którzy nie mogli się zabrać z nami i wyjechali z Łodzi późnym popołudniem.
Po wielkiej wyżerce oraz towarzyszącym temu dyskusjach przyszła kolej na sen. Oczywiście Kamil (Lesiu), Robert (Rszczaw:)) i ja spaliśmy na piętrze a reszta ekipy (Tomek [Wiśnia], Robert [Piotrek], Doktorek [Maciek] i Rafał [Brzęczek]) na dole w ciepełku.
Niedziela
Dzień maratonu zaczął się dość wcześnie niż planowano. Już około godziny 6 rano wszyscy już nie spali. Jeszcze do godziny 7 starałem się zasnąć, ale odgłosy z dołu skutecznie mnie od tego powstrzymywały. Wiec postanowiłem, że po prostu poleżę sobie z mp3.
O 7 zerwałem się z materaca, zszedłem na dół i zabrałem się do jedzenia klusek przygotowanych wcześniej przez moją Mamę :) W między czasie Lesiu ugotował sobie cały garnek makaronu, do którego dodał sos. Szybko zmiarkował, że sam nie da rady i z pomocą przyszedł Tomek i Robert, którzy wsparli go swoimi żołądkami.
Po makaronie zacząłem przygotowywać się do maratonu, co oznaczało lajtowanie, rozciąganie no i przywdzianie stroju.
Koło godziny 9 pojechaliśmy do Otwocka (jakieś 15 km od Józefowa). Na miejscu szybko rozładowaliśmy rowerki z przyczepy oraz przygotowaliśmy je do maratonu (nr startowy, smarowanie łańcucha itp.)
Czas do startu zleciał bardzo szybko, nawet się nie obejrzałem a już stałem w swoim sektorze i czekałem na końcowe odliczanie. Oczywiście jak to przed samym startem czułem jak ogarnia mnie zdenerwowanie i niepokój (w końcu 2 sektor to już nie przelewki). Jeszcze rozejrzałem się dookoła i zmierzyłem wzrokiem ludzi, z którymi przyjdzie mi się lada moment ścigać. Zauważyłem, że każdy ma już „zapięty” blat, co spowodowało, że mój niepokój jeszcze bardziej wzrósł.
Równo o 11 wystartował 1 sektor, w którym starował mój znajomy Maniek, który wywalczył sobie tę pozycję w Łodzi. Minutę później 2 sektor a ja z nimi. Początek jak zwykle był bardzo ostry. Na asfaltowej drodze bez problemu peleton osiągnął 45 km/h. Gdy skręciliśmy w las tempo trochę się uspokoiło, ale nadal prędkość oscylowała w okolicach 30 km/h. Aby utrzymać się w całym tym pędzącym pociągu musiałem wskoczyć komuś na koło, dzięki czemu choć trochę moje nogi były odciążone. Jadąc tak za kolegą, który mnie „ciągnął” cały czas powtarzałem sobie, żeby oszczędzać energię, ponieważ jeszcze sporo km było do przejechania. Do rozjazdu tempo jazdy ciągle było na bardzo wysokim poziomie. Po skręcie na GIGA, z peletonu 10 osobowego zrobił się peleton 3 osobowy (w tym jedna kobieta), który na domiar złego przyszło mi prowadzić. Na początku mocno zwolniłem, żeby odpocząć po zawrotnych prędkościach, które uzyskiwałem z peletonem przed rozjazdem. Po około 5 km zacząłem stopniowo mocniej naciskać na pedały. Ku mojemu zdziwieniu ekipa, którą prowadziłem mocno się trzymała i nie było możliwości zgubienia ogona, aż do momentu przejazdu przez strumyk, na którym to kolega jadący za mną się przewrócił. Zostałem już tylko z koleżanką, która miała więcej szczęścia na przeprawie przez strumyk. I tak już zostało do samej mety. Pomimo dużych starań z mojej strony nie udało mi się zgubić koleżanki i w zasadzie na metę wjechaliśmy wspólnie. Ostatecznie uzyskałem najlepszy wynik w swojej karierze startów w Mazovii...
AHA
Trasa maratonu była dosyć szybka, gdzie niegdzie piaski i kilka podjazdów, a w większości leśne ścieżki.
Kilka pamiątkowych fotek
Na mecie...
Tomek ostro griluje
Nie ma to jak makaron :)
Sobota
Planowanie wyjazdu do Otwocka trwało przez cały poprzedzający tydzień. Stanęło na tym, że mieliśmy się spotkać (Kamil, Doktorek i ja) u Tomka o 12, gdzie rowery zostaną załadowane na przyczepę i z tamtą wyruszymy w stronę Józefowa (nocleg na Roberta działce).
Oczywiście nie wszystko wyszło zgodnie z planem (spóźnienie Roberta), ale ostatecznie udało nam się wszystkie rowerki i bagaże spakować i w końcu wyruszyliśmy w drogę.
Po przyjeździe do Józefowa Tomek wraz z Robertem od razu rozpalili grilla, na którym to znalazły się takie rarytasy jak kiełbasa, udka i piersi z kurczaka :)
Gdy grill już był porządnie rozpalony a kiełbasa już dawno gotowa do konsumpcji, przyjechał oczekiwany przez wszystkich Robert (Szczaw) wraz z Rafałem (Brzęczek), którzy nie mogli się zabrać z nami i wyjechali z Łodzi późnym popołudniem.
Po wielkiej wyżerce oraz towarzyszącym temu dyskusjach przyszła kolej na sen. Oczywiście Kamil (Lesiu), Robert (Rszczaw:)) i ja spaliśmy na piętrze a reszta ekipy (Tomek [Wiśnia], Robert [Piotrek], Doktorek [Maciek] i Rafał [Brzęczek]) na dole w ciepełku.
Niedziela
Dzień maratonu zaczął się dość wcześnie niż planowano. Już około godziny 6 rano wszyscy już nie spali. Jeszcze do godziny 7 starałem się zasnąć, ale odgłosy z dołu skutecznie mnie od tego powstrzymywały. Wiec postanowiłem, że po prostu poleżę sobie z mp3.
O 7 zerwałem się z materaca, zszedłem na dół i zabrałem się do jedzenia klusek przygotowanych wcześniej przez moją Mamę :) W między czasie Lesiu ugotował sobie cały garnek makaronu, do którego dodał sos. Szybko zmiarkował, że sam nie da rady i z pomocą przyszedł Tomek i Robert, którzy wsparli go swoimi żołądkami.
Po makaronie zacząłem przygotowywać się do maratonu, co oznaczało lajtowanie, rozciąganie no i przywdzianie stroju.
Koło godziny 9 pojechaliśmy do Otwocka (jakieś 15 km od Józefowa). Na miejscu szybko rozładowaliśmy rowerki z przyczepy oraz przygotowaliśmy je do maratonu (nr startowy, smarowanie łańcucha itp.)
Czas do startu zleciał bardzo szybko, nawet się nie obejrzałem a już stałem w swoim sektorze i czekałem na końcowe odliczanie. Oczywiście jak to przed samym startem czułem jak ogarnia mnie zdenerwowanie i niepokój (w końcu 2 sektor to już nie przelewki). Jeszcze rozejrzałem się dookoła i zmierzyłem wzrokiem ludzi, z którymi przyjdzie mi się lada moment ścigać. Zauważyłem, że każdy ma już „zapięty” blat, co spowodowało, że mój niepokój jeszcze bardziej wzrósł.
Równo o 11 wystartował 1 sektor, w którym starował mój znajomy Maniek, który wywalczył sobie tę pozycję w Łodzi. Minutę później 2 sektor a ja z nimi. Początek jak zwykle był bardzo ostry. Na asfaltowej drodze bez problemu peleton osiągnął 45 km/h. Gdy skręciliśmy w las tempo trochę się uspokoiło, ale nadal prędkość oscylowała w okolicach 30 km/h. Aby utrzymać się w całym tym pędzącym pociągu musiałem wskoczyć komuś na koło, dzięki czemu choć trochę moje nogi były odciążone. Jadąc tak za kolegą, który mnie „ciągnął” cały czas powtarzałem sobie, żeby oszczędzać energię, ponieważ jeszcze sporo km było do przejechania. Do rozjazdu tempo jazdy ciągle było na bardzo wysokim poziomie. Po skręcie na GIGA, z peletonu 10 osobowego zrobił się peleton 3 osobowy (w tym jedna kobieta), który na domiar złego przyszło mi prowadzić. Na początku mocno zwolniłem, żeby odpocząć po zawrotnych prędkościach, które uzyskiwałem z peletonem przed rozjazdem. Po około 5 km zacząłem stopniowo mocniej naciskać na pedały. Ku mojemu zdziwieniu ekipa, którą prowadziłem mocno się trzymała i nie było możliwości zgubienia ogona, aż do momentu przejazdu przez strumyk, na którym to kolega jadący za mną się przewrócił. Zostałem już tylko z koleżanką, która miała więcej szczęścia na przeprawie przez strumyk. I tak już zostało do samej mety. Pomimo dużych starań z mojej strony nie udało mi się zgubić koleżanki i w zasadzie na metę wjechaliśmy wspólnie. Ostatecznie uzyskałem najlepszy wynik w swojej karierze startów w Mazovii...
AHA
Trasa maratonu była dosyć szybka, gdzie niegdzie piaski i kilka podjazdów, a w większości leśne ścieżki.
Kilka pamiątkowych fotek
Na mecie...
Tomek ostro griluje
Nie ma to jak makaron :)