Długo się zastanawiałem czy pojechać na finał do Kielc. Głównym powodem tych rozmyśleń był fakt, że przez ostatnie tygodnie zamiast trenować, przygotowywałem się do obrony pracy magisterskiej (są pewne priorytety w życiu i tym razem nie był to rower). Ostatecznie skorzystałem z wolnego miejsca w samochodzie i wybrałem się z Kingą, Filipem, Karolem, Tomkiem oraz Kamilem na finał Ligii. Maraton miał 54 km i około 1000 m przewyższeń. Jak zwykle trasa była bardzo ciekawa ( na szczególną uwagę zasługują dwa miejsca: stok narciarski oraz podmokła łąka) i jak zwykle na ŚLR musiało się pojawić błoto :) Od samego początku jechało mi się źle. Moje zmęczenie było sumą braku treningów, piątkowego świętowania obrony oraz ogólnego zmęczenia wynikającego z niewyspania. W połowie maratonu prawie całkowicie straciłem wolę walki. Jechałem tak, aby dojechać – nie naginałem się jakoś specjalnie. Na mecie okazało się, że dojechałem 5 w swojej kategorii, czyli żadna nowość. Niespodzianką był natomiast fakt, że Łukasz (Pixon) dojechał na bardzo dobrym 2 miejscu w swojej. Chyba szykuje się kolejny koks na następny sezon ;) Startem w Kielcach zakończyłem swój sezon rowerowy. Teraz pozostaje porządnie odpocząć i przygotowywać się do kolejnego, mam nadzieje lepszego.