Trening MTB z Marcinem
Sobota, 4 czerwca 2011
· Komentarze(2)
Umówiłem się z Marcinem (Waleniem), na wspólny trening MTB. Spotkaliśmy się pod kasztanami o 10, gdzie jak zwykle o tej godzinie zjeżdżają się szosowcy z Łodzi, aby wspólnie pokręcić. Po krótkim ustaleniu trasy, ruszamy w swoją stronę a szosowcy w swoją. Po drodze spotykamy "styropiania", który umówił się z Przemkiem. Obaj postanawiają przyłączyć się do nas, lecz szybko się rozdzieliliśmy z uwagi na duże dysproporcje w prędkości:)
Razem z Marcinem trasą Zgierskiej Mazovii jedziemy w kierunku Malinki. Po drodze nie omijają nas przygody w postaci przedzierania się przez chaszcze - trasa mocno zarosła. Na malince robimy kilka rundek w celu przypomnienia sobie trasy Family Cup - wyścig już za tydzień, ale niestety nie będę mógł w nim wystartować. Po małym postoju na Coli, ruszamy dalej w kierunku Łagiewnik - ciągle trasą mazovii. Temperatura (ok. 28 C) dawała o sobie znać, bo w połowie drogi do Łagiewnik musieliśmy jeszcze zatrzymać się na uzupełnienie bidonu/bukłaka.
W Łagiewnikach Marcin pokazał mi całkiem ciekawą rundkę, która wyciska wszystko z tego co oferuje ten las - oczywiście mówię tu o przewyższeniu/km. Na koniec spokojnie dojeżdżamy do tajemniczego miejsca, gdzie zjeżdżają się szosowcy, aby napić się złocistego trunku...
Niestety pulsometr tego dnia był bardzo kapryśny i nic sensownego nie zarejestrował - chyba już czas na wymianę baterii.
Razem z Marcinem trasą Zgierskiej Mazovii jedziemy w kierunku Malinki. Po drodze nie omijają nas przygody w postaci przedzierania się przez chaszcze - trasa mocno zarosła. Na malince robimy kilka rundek w celu przypomnienia sobie trasy Family Cup - wyścig już za tydzień, ale niestety nie będę mógł w nim wystartować. Po małym postoju na Coli, ruszamy dalej w kierunku Łagiewnik - ciągle trasą mazovii. Temperatura (ok. 28 C) dawała o sobie znać, bo w połowie drogi do Łagiewnik musieliśmy jeszcze zatrzymać się na uzupełnienie bidonu/bukłaka.
W Łagiewnikach Marcin pokazał mi całkiem ciekawą rundkę, która wyciska wszystko z tego co oferuje ten las - oczywiście mówię tu o przewyższeniu/km. Na koniec spokojnie dojeżdżamy do tajemniczego miejsca, gdzie zjeżdżają się szosowcy, aby napić się złocistego trunku...
Niestety pulsometr tego dnia był bardzo kapryśny i nic sensownego nie zarejestrował - chyba już czas na wymianę baterii.