Pierwszy maraton z cyklu Mazovia MTB. Trasa dość wymagająca. Sporo podjazdów i ekstremalnych zjazdów :D Głównie ubita szutrowa droga, gdzieniegdzie piaszczyste odcinki. Wystartowałem z trzeciego sektora i ku mojemu zdziwieniu cały sektor bardzo ostro ruszył. Jadąc na asfaltowej drodze miałem blisko 50 km/h a i tak peleton mi odchodził. Na szczęście po wjechaniu do lasu cały peleton mocno zwolnił (powiedział bym, że prawie stanął :P), a to wszystko spowodowane podjazdem i zwężoną drogą. Oczywiście starałem się wyprzedzać tych wolniejszych, niestety było bardzo ciężko ze względu na to, że mieliśmy za sobą jakieś 3 km i peleton nie zdążył się jeszcze dobrze rozciągnąć. Przez cały czas starałem się utrzymać równe tempo. Do rozjazd mega i giga miałem jeszcze spory zapas sił. Równe pedałowanie i trzymanie stałego tempa zaowocowało częstym wyprzedzaniem i dobrym tempem na podjazdach. Zaraz za ostatnim bufetem zaczęło mi powoli brakować sił. Poczułem, że obie łydki są na pograniczu skurczu. Postanowiłem zasięgnąć po dopalacz w postaci Turbosnack'a, po którym dostałem niesamowitego kopa. Wpływ tej odżywki był tak silny, że praktycznie w ogóle zapomniałem o zmęczeniu. Na podjazdach wyprzedzałem po 20 osób a na szczycie wrzucałem jeszcze blat :P Dojeżdżając do mety zastanawiałem się, ile jeszcze podjazdów mnie czeka i dlatego zostawiłem sobie pewien zapas energii na czarną godzinę. Okazało się jednak, że sama końcówka (500m) była pozbawiona podjazdów, dlatego też cały swój zapas energii zużyłem na ostatniej prostej uzyskując na finiszu prędkość rzędu 45 km/h :)
Zaczęło się niewinnie. Miał być mały objazd miasta w celu dotarcia nowych klocków hamulcowych (czerwone Jagwire), ale po pewnym czasie spokojne pedałowanie przeistoczyło się w obsesyjną gonitwę za średnią prędkością. No i tak jak wyskoczyłem na drogę rowerową biegnącą wzdłuż Piłsudzkiego miałem średnią w okolicach 26 km/h. Tak sobie jadąc pomyślałem, że fajnie by było ją utrzymać do końca mojej wycieczki. Po przejechaniu skrzyżowania z Kilińskiego, licznik już pokazywał średnią około 27 km/h, hmm pomyślałem, że fajnie by było utrzymać taką średnią do końca wycieczki. I tak sobie jechałem i co chwila dorzucałem do pieca, efektem czego ostatecznie miałem średnią w okolicach 30 km/h, a muszę przyznać, że w mieście nie jest w cale tak łatwo uzyskać taką średnią, ze względu na ciągłe przystanki na czerwonych światłach...