Rowerowy pech mnie nie opuszcza...
Piątek, 22 kwietnia 2011
· Komentarze(1)
Kategoria Trening
Ustawiłem się z teamowym kolegą Rafałem na mały trening szosowy. Warunki do tego były bardzo sprzyjające - piękna pogoda. Tak sprzyjające, że pierwszy raz w tym sezonie pojechałem na "krótko":)
Ustawiliśmy się na skrzyżowaniu Śmigłego Rydza a Piłsudskiego i stamtąd ruszyliśmy w stronę Łagiewnik. Niestety po przejechaniu (dosłownie) 2 km, Rafał odbiera telefon. Jak się okazuję musi szybko wrócić do domu na 30 min. Myślę sobie trudno i zabieram się z nim. Rafałowi zależało na czasie więc mocno poganiał i wszystko było by git, gdyby nie torowiska i dziury w naszym pięknym mieście przez które łapie pierwszego kapcia. Na szczęście miałem ze sobą zapasową dętkę oraz pompkę z nowym nabojem. Szybki pit stop i dojeżdżam pod blok Rafała.
Po załatwieniu spraw i uzupełnieniu ciśnienia w tylnej oponie (strzał CO2 niestety daje tylko coś koło 6 Barów) ruszamy na trening. Kręcimy się w okolicach Zgierza. Powrót przez Malinkę, a potem Łagiewniki.
Przed samymi Łagiewnikami, jadąc koło siebie zostajemy wytrąbieni przez gostka w żółtej furgonetce (w sumie trąbiło prawie co 2 auto, ale ten typ chyba miał zły dzień). Ku naszemu zaskoczeniu na trąbieniu się nie skończyło. Przy wyprzedzeniu zajeżdża drogę Rafałowi, który o mały włos nie dostaje lusterkiem, ale to nie koniec. Dalej jadąc przed nami ok. 30 km/h chciał nam chyba zrobić na złość, ale chyba gostek był nie ogarnięty, bo w sumie robił nam przysługę chroniąc od wiatru :). Po pewnym czasie kapnął się, że jest nam na rękę taka jazda i zatrzymał się na poboczu. Oczywiście jak tylko go wymineliśym, ostro rusza do przodu i tym razem o mało ja nie dostaje krawędzią furgonetki. W sumie to nie wiem o co mu do końca chodziło, ale może naprawdę miał zły dzień. Wrzucam fotkę z numerem rejestracyjnym dla szosowców kręcących się w okolicach Zgierza/Łagiewnik - uważajcie na typa.
EPA 2675
Po wjechaniu na ulice Łodzi myślałem, że to już koniec wrażeń na dziś, nic bardziej mylnego. Zaraz za rondem solidarności łapię drugiego kapcia. Najlepsze jest to, że próbując dogonić Rafała, który złapał się TIRa, jechałem środkowym pasem (na trójpasmówce), gdzie ryzyko wystąpienia dziury jest małe (a na pewno mniejsze niż na krawędzi prawego pasa). Ale oczywiście mając blisko 50 km/h ładuję się w jope. Tylne koło podziękowało mi za współpracę - ósemka - a o snakeu nie wspomnę bo to w sumie oczywiste. Znowu stoję z blazą :/ Na domiar "szczęścia" dętka, którą pożyczyłem od Rafała nie pasuje. Tylko dzięki temu, że Rafał podjechał do Maxxbike i przywiózł mi dętkę mogłem jakoś doczłapać się na może 3 barach - pół naboju, które mi zostało po pierwszym strzale.
Super...długi weekend się zaczyna, a ja nie mam żadnego roweru sprawnego :(
Ustawiliśmy się na skrzyżowaniu Śmigłego Rydza a Piłsudskiego i stamtąd ruszyliśmy w stronę Łagiewnik. Niestety po przejechaniu (dosłownie) 2 km, Rafał odbiera telefon. Jak się okazuję musi szybko wrócić do domu na 30 min. Myślę sobie trudno i zabieram się z nim. Rafałowi zależało na czasie więc mocno poganiał i wszystko było by git, gdyby nie torowiska i dziury w naszym pięknym mieście przez które łapie pierwszego kapcia. Na szczęście miałem ze sobą zapasową dętkę oraz pompkę z nowym nabojem. Szybki pit stop i dojeżdżam pod blok Rafała.
Po załatwieniu spraw i uzupełnieniu ciśnienia w tylnej oponie (strzał CO2 niestety daje tylko coś koło 6 Barów) ruszamy na trening. Kręcimy się w okolicach Zgierza. Powrót przez Malinkę, a potem Łagiewniki.
Przed samymi Łagiewnikami, jadąc koło siebie zostajemy wytrąbieni przez gostka w żółtej furgonetce (w sumie trąbiło prawie co 2 auto, ale ten typ chyba miał zły dzień). Ku naszemu zaskoczeniu na trąbieniu się nie skończyło. Przy wyprzedzeniu zajeżdża drogę Rafałowi, który o mały włos nie dostaje lusterkiem, ale to nie koniec. Dalej jadąc przed nami ok. 30 km/h chciał nam chyba zrobić na złość, ale chyba gostek był nie ogarnięty, bo w sumie robił nam przysługę chroniąc od wiatru :). Po pewnym czasie kapnął się, że jest nam na rękę taka jazda i zatrzymał się na poboczu. Oczywiście jak tylko go wymineliśym, ostro rusza do przodu i tym razem o mało ja nie dostaje krawędzią furgonetki. W sumie to nie wiem o co mu do końca chodziło, ale może naprawdę miał zły dzień. Wrzucam fotkę z numerem rejestracyjnym dla szosowców kręcących się w okolicach Zgierza/Łagiewnik - uważajcie na typa.
EPA 2675
Po wjechaniu na ulice Łodzi myślałem, że to już koniec wrażeń na dziś, nic bardziej mylnego. Zaraz za rondem solidarności łapię drugiego kapcia. Najlepsze jest to, że próbując dogonić Rafała, który złapał się TIRa, jechałem środkowym pasem (na trójpasmówce), gdzie ryzyko wystąpienia dziury jest małe (a na pewno mniejsze niż na krawędzi prawego pasa). Ale oczywiście mając blisko 50 km/h ładuję się w jope. Tylne koło podziękowało mi za współpracę - ósemka - a o snakeu nie wspomnę bo to w sumie oczywiste. Znowu stoję z blazą :/ Na domiar "szczęścia" dętka, którą pożyczyłem od Rafała nie pasuje. Tylko dzięki temu, że Rafał podjechał do Maxxbike i przywiózł mi dętkę mogłem jakoś doczłapać się na może 3 barach - pół naboju, które mi zostało po pierwszym strzale.
Super...długi weekend się zaczyna, a ja nie mam żadnego roweru sprawnego :(