ŚLR – Nowa Słupia
Niedziela, 8 sierpnia 2010
· Komentarze(3)
Kategoria ŚLR
Do przedostatniego etapu świętokrzyskiej ligi rowerowej podchodziłem bardzo ostrożnie. Głównie dlatego, że prawie przez cały poprzedzający tydzień wracałem do siebie po niedzielnej wycieczce opisanej poniżej, ale również dlatego, że ten maraton nie należał do najłatwiejszych. Mając świadomość bycia nie w formie, na starcie asekuracyjnie stanąłem prawie na końcu. Po starcie i paru km rozbiegu, zacząłem szukać zawodników, z którymi mógłbym ewentualnie rywalizować. Już na pierwszym podjeździe dogoniłem czołowych zawodników ( przynajmniej stali w czole na starcie ;)). Na zjeździe miałem już ich za sobą. Dalej jadąc ciągle doganiałem zawodników (głównie na podjazdach). Niestety na około 3 km przed wjechaniem na drugą pętle zerwał mi się łańcuch. Cała ta awaria (spowodowana trochę moją winą, bo przekosiłem łańcuch, a pech chciał, żeby trafiło na zapinkę) spowodowała, że wyprzedziło mnie sporo zawodników. Na szczęście dzięki uprzejmości jednego zawodnika (z WWA !!!), który pożyczył mi niezbędny klucz, naprawiam usterkę i jakimś cudem udaje mi się wjechać na 2 pętle (były ograniczenia czasowe wjazdu na 2 okrążenie, dlatego ten cud). Druga pętla to już prawie samotna jazda. Czasami pojawiał się jakiś zawodnik, który wyprzedził mnie podczas mojej awarii.
Trasa w Nowej Słupi była jednym słowem zajebista. Było wszystko to co lubię, czyli długie podjazdy (choć mogłyby być jeszcze dłuższe), ciekawe zjazdy, mało błota (jak na ŚLR) i 95 % teren. Na liście najlepszych maratonów klasyfikuje się zaraz za Karpaczem.
Trasa w Nowej Słupi była jednym słowem zajebista. Było wszystko to co lubię, czyli długie podjazdy (choć mogłyby być jeszcze dłuższe), ciekawe zjazdy, mało błota (jak na ŚLR) i 95 % teren. Na liście najlepszych maratonów klasyfikuje się zaraz za Karpaczem.